Pokaż mi ściany w swoim mieszkaniu, a powiem ci, kim jesteś. Gdy wchodzę po raz pierwszy do czyjegoś mieszkania, po przywitaniu się z jego właścicielem, wzrok kieruję na ściany. Nie czynię tego, żeby sprawdzić ich pion. Jestem ciekawy co oprócz kapiącego złotem kinkietu, zdobi wnętrze domu i konkretnie: czy są obrazy. Z poczynionych obserwacji wnioskuję, że marnie jest, a nawet nudno pod tym względem. Jednak udało mi się dokonać klasyfikacji ścian owych mieszkań w sposób następujący:
Elitarne ściany
Niestety rzadkością jest widok ściany z dziełami sztuki. Skoro twierdzę, że rzadkością, to optymistycznie twierdzę, że takowe jednak są. Wracając jednak do “rzadkości”. Po pierwsze: posiadanie dzieł sztuki (jak i czytanie książek) jest bardzo elitarne. Nie dzieje się tak dlatego, że kogoś nie stać na kupno dobrego obrazu. Moim zdaniem wynika to z braku lub małej świadomości czym jest sztuka, dlaczego obrazy są wartościowe, a korzenie tego braku sięgają do dzieciństwa.
W szkole podstawowej młodzież dorasta w przekonaniu, że przedmiot nauczania, jakim jest plastyka, to tylko „twór”, którym można nadrobić sobie średnią ocen na świadectwie, a który realnie nie jest do niczego potrzebny. Z nielicznymi wyjątkami oczywiście, które stanowią wspomnianą elitę. Gdy już nie nabędziemy artystycznej świadomości, nasza wiedza powiększa się lawinowo — w co się ubrać by dobrze wyglądać. Jaki dobrać kolor ścian do wnętrza. Kupić kapelusz czy beret i w końcu: czy i co powiesić na ścianie oprócz kinkietu.

Dekorację mieszkania i dobór dzieł sztuki można z braku czasu zlecić profesjonaliście. Źródło: materiały prasowe
Tego rodzaju dylematy będą nam już towarzyszyć do starości. Chyba że, stanie się jasność i ktoś w dorosłym życiu będzie chciał nadrobić zmarnowane lekcje z podstawówki. Jest też kolejna kwestia, która wiąże się z modą — bo tak wypada. Dotyczy to często tych, którzy próbują przeskoczyć stracony czas i po zarobieniu sporej ilości pieniędzy, dają sobie w prezencie fanaberię (bo mój partner w biznesie ma) i biegną do renomowanej galerii z obrazami, by przy pomocy fachowca dokonać zakupu dzieła. Tym też chwała za to, choćby dlatego, że dają zarobić artyście. Choć spotkałem się kilkukrotnie ze stwierdzeniem potencjalnego nabywcy obrazu: potrzebuję wypełnić przestrzeń między szafą a komodą z telewizorem. Aż ciśnie się na usta: to się pan oprzyj w tym miejscu.
Wernisaże
Chodzę często na wernisaże. Tam występuje jedna i ta sama bolączka od zawsze. Mianowicie na tego typu imprezy chodzą autorzy prezentowanych obrazów, ich najbliższa rodzina, oraz zaproszona dalsza rodzina. Trudno tam spotkać kogoś, kto przyszedł rozeznać się w aktualnych trendach sztuki malarskiej. Choć i w tym wypadku optymistycznie — też się może taki ktoś trafić. Szczerze mówiąc, takie nowe podejście do sztuki, jakie obserwuję od długiego czasu, wprawia w podziw, że są kolejne pokolenia, które pragną tworzyć, kreować obrazem nową rzeczywistość, mieć nadzieję na odkrycie czegoś niepowtarzalnego, oryginalnego w tej dziedzinie.
Wracając do kwestii czy mnie stać na dzieło sztuki. Odpowiadam: wszystko jest w twojej głowie, później w portfelu. Jeśli stać cię na tankowanie nowo zakupionego samochodu przez miesiąc, to stać cię na pójście do galerii z obrazami i zakup jednego z nich. Akurat tego rodzaju artykułów jest pod dostatkiem. Do wyboru, do koloru i do gustu.
Uważam, że kwestia podejścia do świadomego zakupu dzieł sztuki, to proces długofalowy, mozolny i dla wytrwałych. Jak już wspomniałem wcześniej, nabywanie dzieł sztuki to też kwestia mody. Kupić byle nie powiedzieli, że się nie interesuję. To coś jak z czytaniem obecnie książek noblistki Olgi Tokarczuk. Prawie każdy podziwia jej twórczość, tyle że znikomy procent populacji czytał jej książki, a pozostały znikomy nie doczytał nawet do dwudziestej strony. Jednak by nie wyjść na „wała”, wszyscy twierdzą, że twórczość Tokarczuk to bardzo dobra jest. Analogicznie rzecz się ma z posiadaniem obrazów na ścianach. Posiadanie prawdziwego obrazu na ścianie to bardzo dobra rzecz jest, bo mam i niech inne nie mówią, że się nie znam, bo się znam, skoro mam.
A jak mam już coś z naszej “listy ścian”, to nawet jeśli to tylko „jelonek”, to zawsze można trafić na kogoś, kto cmoknie z zachwytu, albo z grzeczności powie, że mu się podoba.
Reasumując: jak ktoś w sobie takiej siły nie czuje, niech nie kupuje.
………………………………………..
Andrzej Syska Szafrański — artysta malarz. Należy do Związku Polskich Artystów Plastyków w Warszawie. Jedyny w powojennej Polsce twórca panoram. Autor dwunastometrowego obrazu “Panorama Świętokrzyska”, ukazująca wydarzenia związane z pobytem Marszałka Józefa Piłsudskiego w Kielcach w 1914 roku. Panorama była prezentowana w oddziale Panoramy Racławickiej w Muzeum Narodowym we Wrocławiu, oraz w Muzeum Historii Kielc. Jego pasją jest pisarstwo. Autor książek- “Żółta czapka”, “Tango z rudzielcem”. “Złodziej snów”, a także sztuki teatralnej- “Bal samobójców”. Prowadzi bloga, w którym zamieszcza krótkie opowiadania i dorobek malarski.
…………………..
08.03.2020 | Więcej: blog
EPRAWDA — włącz newsletter | przekaż wsparcie
Ludzie nie pojmują czym jest obraz malowany przez artystę
Farby sa żywe, wszystko drga na płótnie. Wszystko żyje
Energia, myśli, uczucia i marzenia sa wmalowane, zakodowane w obraz, które potem odziaływuje na otoczenie
Dlatego istnieje “sztuka” — najwyższa, oprócz nauki, forma ludzkiego myślenia
Gdy masz dzieło sztuki w domu, to znaczy, że jesteś myślącym, wolnym człowiekiem
a nie mięsem wyborczym, zwykłym niewolnikiem państwa
współczesnym chłopem pańszczyźnianym
swiat bylby lepszy gdybysmy zamiast na nowe meble w kuchni, oszczedzali na kupno nowego obrazu ulubionego artysty
Suweren nie uważa żeby dzieło sztuki było coś warte, wiec nie kupuje.
Takie Audo A4 z 2010 wartość ma, wiadomo
ale jakieś malunki na kawałku płotna
panie, co pan…